Poeci przeklęci to termin określający grupę poetów którzy byli bohaterami licznych skandali obyczajowych, ich twórczość literacka spotykała się zwykle z odrzuceniem współczesnych, po śmierci autorów stając się przedmiotem kultu. Poeci wyklęci to poeci zbuntowani przeciw społeczeństwu, outsiderzy przekraczający normy obyczajowe. Typowe elementy biografii poety wyklętego to nadużywanie bądź uzależnienie od alkoholu lub narkotyków, obłęd, popadanie w konflikty z prawem, wczesna, często samobójcza śmierć.
Za pierwowzór poety wyklętego uznaje się francuskiego średniowiecznego
poetę Francoise Villona, który prowadził awanturniczy tryb
życia. Chociaż Villon uzyskał wykształcenie na Sorbonie, to
wybrał życie przestępcy.
W literaturze po raz pierwszy termin ten ukazał się w sztuce Alfreda de Vigny'ego Stello (1832). Rozpowszechniony został jednak przez Paula Verleaina, który użył go w swojej książce Les poètes maudits (wyd.
1884) do określenia sześciu współczesnych mu poetów (w tym siebie). Poètes
maudits według Verlaine'a to: Tristan Corbiere, Arthur Rimbaud,
Stéphane Mallarmé, Marceline Desbordes-Valmore, Villiers de l'Isle-Adam i
Pauvre Lelian (anagram imienia i
nazwiska Paula Verlaine'a).
We Francji do poetów wyklętych zalicza się tradycyjnie: Charlesa Baudelaire'a, Arthura
Rimbaud, Paula Verlaine'a, czasem również Stéphane Mallarmé, Comte de Lautréamonta i Maxa Jacoba.
W literaturze amerykańskiej są to: Edgar
Allan Poe, Sylvia Plath i Jim
Morrison;
w literaturze angielskiej - William Blake i John Keats;
w literaturze rosyjskiej - Aleksandr
Błok, a w literaturze polskiej: Andrzej
Bursa, Edward Stachura, Kazimierz
Ratoń, Rafał Wojaczek, Stanisław Przybyszewski i Andrzej Babiński.
Cyprian Kamil Norwid (1821-1883), chory i opuszczony, zmarł w przytułku na peryferiach Paryża.
Stanisław
Korab-Brzozowski (1876-1901), zmarł śmiercią samobójczą po
zażyciu trucizny.
Kazimiera
Zawistowska (1870-1902), zmarła śmiercią samobójczą w Krakowie.
Tadeusz Borowski
(1922-1951), popełnił samobójstwo, mając 29 lat.
Andrzej Bursa
(1932-1957), zmarł nagle w wieku 25 lat.
Halina
Poświatowska (1935-1967), zmarła z powodu ciężkiej wady serca.
Włodzimierz Szymanowicz (1946-1967),
zmarł tragicznie, żył 20 i pół roku.
Rafał Wojaczek
(1945-1971), zmarł śmiercią samobójczą po przedawkowaniu leków.
Edward Stachura
(1937-1979), popełnił samobójstwo we własnym domu.
Ryszard Milczewski-Bruno
(1940-1979), utopił się podczas Toruńskiego Maja Poetyckiego.
Józef Gielo
(1934-1981), alkoholik, zmarł w niejasnych okolicznościach.
Kazimierz Ratoń
(1942-1982), zmarł w osamotnieniu, skłócony z rodziną i odrzucony przez
środowisko literackie;Andrzej Babiński (1938-1984), popełnił
samobójstwo, skacząc z mostu Marchlewskiego w Poznaniu.
Jan Rybowicz
(1949-1990), niedostosowany, pełen sprzeczności, które pogłębiała choroba
alkoholowa, zmarł nagle.
Stanisław Czycz
(1929-1996), chory na łuszczycę, izolował się od świata i środowisk
literackich.
Janusz Żernicki
(1939-2001), przez ostatnie lata życia schorowany, po amputacji nogi, bez
pieniędzy; Wincenty Różański (1938-2009), najdłużej
żyjący z polskich poetów przeklętych, zmarł nagle w swoim mieszkaniu.
Kim jest
poeta przeklęty?
Poète
maudit – l’homme sensible, l’homme incompris…
“Człowiek wrażliwy”, “niezrozumiany” – tak nazwie go
romantyzm; “dziwak”, “oryginał” – a tak burżuazja; “nieszczęśnik” – powie o nim
człowiek miłosierny; “wariat” – określi go tzw. trzeźwy realista.
Wszyscy zaś wyznawcy kultów literackich wiedzą, że poeta przeklęty
tworzy w bólu i ekstazie, przekracza bariery praw ludzkich i boskich; będąc
radykalnym non-konformistą kwestionuje wszelkie autorytety, rzuca wyzwanie
światu, chce się przedostać na druga stronę, eksperymentuje na sobie,
doświadcza ekstremów…
Wreszcie: jest zarażony śmiercią – wie o każdej godzinie i o
każdej dobie, że na ziemi nie ma prawa stałego pobytu.
Opętany miłością i erotyzmem – często (zazwyczaj) nie
znajduje spełnienia. A jeśli spełniony – to nienasycony. Stąd skłonności do
perwersji, czasem wręcz erotomania i panseksualizm. (“Widzę całą Naturę jako
apokaliptyczną apoteozę wiecznie drgającego phallusa” – pisał Przybyszewski.)
Nihilista, ateista i obrazoburca. Jednak jeśli bluźni, to
nie zauważa swojej niekonsekwencji (jak bowiem można występować przeciw komuś,
w kogo istnienie się nie wierzy? Czy bluźnierstwo, będąc poniekąd negatywem
modlitwy, nie przypomina czasami histerycznej manifestacji tęsknoty za znakiem
Boga?)
Poeta przeklęty zrywa więzi z otoczeniem: rodzinne,
społeczne, cywilizacyjne; kwestionuje zasady i normy jakimi ludzie regulują
własne współżycie. Bliski jest mu natomiast etos artystowski, utracjuszowy –
lump, kloszard, cygan, tramp i włóczęga.
Swoje życie utożsamia ze sztuką , własną wyobraźnię bierze
za rzeczywistość, kreując się przy tym na bohatera podsycanych przez siebie
mitów… Dlatego efektem jest niekiedy “fałszywa literatura i prawdziwe trupy” –
jak określił casus Przybyszewskiego Boy-Żeleński; albo, w wersji bardziej
pozytywnej, osiągnięcie poziomu porażającej otoczenie wiwisekcji, szczerości
graniczącej z obłędem. Przypominać to może pozbawiony hamulców ekshibicjonizm,
zatracenie się… penetrację obszarów ziemi niczyjej, na które nikt o tzw.
“zdrowych zmysłach” nie śmie się zapuszczać.
Często kończy jako szaleniec lub samobójca, co tylko wzmaga
jego atrakcyjność w oczach fanów podążających śladem mitu zapewniającego mu
nieśmiertelną sławę.
Co pociąga ludzi w
poetach przeklętych?
Jakie są przesłanki kultu “poète maudit” ?
Nie jest przecież tajemnicą, że nagła śmierć artysty
gwałtownie może zwiększyć zainteresowanie jego życiem, a nawet… twórczością. W
tym kontekście, nie opierając się wszakże złośliwości, moglibyśmy wręcz
stwierdzić, że “dobry twórca to martwy twórca”.
Jednakże sprawy wyglądają bardziej skomplikowanie i znacznie
poważniej.
Tadeusz Różewicz, poeta bynajmniej nie ugrzeczniony, napisał
kiedyś coś rozsądnego: “Być może pamiętniki tchórza i dezertera są ciekawsze od
pamiętników ‘kawalera orderów’ i rycerza bez skazy? Kamikadze fascynuje mocniej
niż agronom czy ogrodnik, pani Walewska mocniej niż sto wiernych żon, i choć
wiemy, że to niemoralne, a nawet głupie zjawisko… nie ma rady”.I konkludował:
“Tragiczna śmierć poety lub artysty nie może być przedmiotem handlu, nie wolno
uprawiać kultu samobójców (…) Przecież wszystkie nasze siły musimy kierować
przeciw pociągowi do samobójstwa, jaki od jakiegoś czasu objawia biedny,
oszalały homo sapiens. Samobójstwa indywidualnego i zbiorowego”.
Po co i dlaczego
tworzą poeci przeklęci?
Otóż wydaje się, że twórczość pełni dla nich m.in. rolę
kompensacyjną: nie mogą spełnić swoich oczekiwań i pragnień w rzeczywistości,
spełniają je (zastępczo) w sferze imaginacji, marzenia, fantazji (mechanizm
nieobcy zresztą każdemu człowiekowi). Porażeni często atrofią woli, szukają
ujścia dla swojej energii (Boy: “Kiedy życie realne jest wątłe, wytwarza się
przerost życia imaginacyjnego”).
Poeci przeklęci własne życie widzą najczęściej jako
egzystencjalny “byt ku śmierci”, podlegając drzemiącemu (ponoć) w każdym z nas
instynktowi śmierci. Stąd tendencje autodestrukcyjne. Nadwrażliwcy, podobnie
jak Stachura, żyją “z nożem na gardle”. Twórczość bywa więc dla nich albo
oswajaniem śmierci, albo też od tej śmierci ucieczką. Poeci przeklęci odczuwają
własną słabość i żeby to poczucie zagłuszyć, wmawiają sobie wszechmoc
demiurgów, rzucając wyzwanie choćby i całemu światu, bardzo często “cierpiąc
(przy tym) za miliony”. Kompensacja doskonale znana w psychologii (i
psychiatrii): kompleks niższości często zamieniający się w manię wielkości.
Poetów przeklętych stać niekiedy na samokrytycyzm. Kiedy
posłuchamy uważniej Rimbauda i Verlaine’a w “Całkowitym zaćmieniu”, dojdzie do
naszych uszów ich spowiedź, pokajanie i uderzenie się w piersi. Verlaine, po
szaleństwach z Rimbaudem, skazany za sodomię, pojedna się w więzieniu z Bogiem.
Rimbaud w wieku 19 lat zaprzestanie na zawsze pisania poezji, uznając to
zajęcie za bezcelowe. Stwierdzi, że“świat jest za stary by go zmienić” i
wyjedzie handlować do Abisynii, co można potraktować jako rodzaj (przynajmniej
artystycznej) samobójczej kapitulacji (umrze w wieku zaledwie 37 lat).
Skądinąd wiemy, co napisał o sobie autor “Kwiatów
zła”Baudelaire, targając się na swoje życie: “Zabijam się, bo jestem
niepotrzebny innym – a niebezpieczny dla samego siebie (…) Rozwichrzenie umysłu
i życia prowadzi do mroków rozpaczy albo zupełnej zagłady”.Inny z kolei poeta
przeklęty, Georg Trakl, stawiany obok Hofmannsthala i Rilkego w rzędzie
najwybitniejszych poetów austriackich, tak oceniał swoje, znaczone kazirodztwem
i pełne pijackich orgii życie: “marny owoc brudu i zgnilizny, który jest aż
nadto wiernym odbiciem pozbawionego Boga, przeklętego stulecia”.
Agnieszka Holland - "Całkowite zaćmienie"
Baudelaire, Verlain, Rimbaud… najsłynniejsi poeci przeklęci.
Uważa się, że zmienili po wsze czasy wyraz nie tylko poezji, ale i literatury
światowej, wpływając na mentalność epoki. Jacy to byli ludzie? Jaki to był
wpływ? Czy film Agnieszki Holland
zajmujący się bynajmniej nie platonicznym związkiem Paula Verlaine’a i Arthura
Rimbauda może nam odpowiedzieć na te pytania?
Dlaczego Agnieszka Holland zdecydowała się nakręcić film o
poetach przeklętych?
Nie można zaprzeczyć, że tekst Christophera Hamptona, który
parę lat temu otrzymał Oscara za naprawdę rewelacyjny scenariusz napisany do
“Niebezpiecznych związków” Laclosa, większość filmowców uznałoby za niezwykle
atrakcyjny. Dramatyzm, legenda nazwisk, wyraziste sylwetki, barwna epoka – to
stwarza dla reżysera, aktorów, operatora niebywałe pole do popisu. I trzeba
przyznać, że wszyscy wywiązali się z tej realizacji bez zarzutu: pod względem
warsztatu filmowego “Całkowite zaćmienie” jest obrazem nieskazitelnym.
Dzieje krótkiego acz niezwykle burzliwego i skandalizującego
związku między 17-letnim Rimbaudem a starszym o kilkadziesiąt lat Verlainem,
czyli historia frenetycznej i “zakazanej” miłości pomiędzy dwoma wzorcowymi
poetami przeklętymi, którym w literaturze światowej od dawna ustępuje się
miejsca przed innymi – to gratka raczej niebywała. (…)
Weźmy na pierwszy ogień Verlaine’a. Uznaje się go za jednego
z najwybitniejszych poetów francuskich. A jak jawił się on swojemu najbliższemu
otoczeniu? Otóż napiszmy bez ogródek, że jako moczygęba i pijak, awanturnik
katujący swoją żonę i grożący zabójstwem jej matce, opętany manią samobójczą
melancholik, miotający się między euforią a depresją psychopata. Ponadto
osobnik o aparycji mocno odpychającej (być może dlatego seks i nagość kobieca
stała się jego obsesją?- co jednak nie przeszkadzało mu “konsumować” chłopięce
ciało Rimbauda). Jako sodomita wtrącony zostaje do więzienia, “skąd wyszedł pojednany
z złoczyńcą i z Bogiem” (Staff).
Wydaje się, że dość łatwo można by zdyskredytować bohaterów
“Całkowitego zaćmienia” opisując tylko parę ich zachowań. Głupich,
absurdalnych, impertynenckich, grubiańskich, obrzydliwych, wreszcie okrutnych…
Można się wzdrygnąć z odrazą świadcząc niektórym scenom: bicie ciężarnej żony,
pijackie orgie, chuligańskie ekscesy, zwykłe chamstwo…
Ale czy ktoś, kto poszedł obejrzeć film Agnieszki Holland –
czyli człowiek tolerancyjny, o szerokich horyzontach myślowych, obeznany ze
sztuką, wyrozumiały dla “genialnych artystów” – może się przyznać otwarcie do
tego, że poczuł się tymi obrazkami po prostu zdegustowany, albo i zażenowany?
No bo przecież można wyjść na kogoś z kruchty i Ciemnogrodu, na mieszczucha i
zaściankowca… czyli jednym słowem – na filistra.
Ten tekst jest w całości skopiowany z innej strony o tej tematyce, znalazł się u mnie na blogu ponieważ jest dla mnie bardzo użyteczny i interesujący. Niech nie będzie mylące mój podpis w stopce bloga jako autora gdyż nie napisałam tego tekstu osobiście.